Narty w lipcu ??? Czemu nie !!! Wpisz tylko takie hasło w internecie, a nie opętasz się od ofert.
Postanowiłem moje urodziny spędzić właśnie w ten sposób. Pierwszą miejsce na jaką natrafiłem była szwajcarska miejscowość Zermatt. Pomyślałem, czemu nie, w Szwajcarii jeszcze nie byłem:-)
Mogłem wziąć jedynie trzy dni wolnego, więc musiałem być pewien, że wystarczy mi czasu na dojazd, szaleństwo i powrót. Na szczęście cudowną rzeczą Londynu jest jego pięć lotnisk i możliwość dotarcia w każdy zakątek świata i dowolnej porze. Zatem, samolotem do Genewy, następnie pociąg, przesiadka na kolej górską i po niespełna ośmiu godzinach od momentu wyjścia z domu, siedziałem pijąc kufel piwa i podziwiając chyba najpiękniejszą górę świata, Matterhorn. Wcześniej, parę razy oglądałem zdjęcia, ale na żywo ... naprawdę, zapiera dech w piersiach. Wyrasta jakby znikąd. Mały obłoczek krążący bardzo często wokół szczytu nadaje Jej powagi i dostojeństwa. Miejscowość sama w sobie prześliczna, położona w malowniczej dolinie. Wszyscy uśmiechnięci, zrelaksowani. Co od razu rzuca się w oczy to dziwne, małe, kwadratowe pojazdy o napędzie elektrycznym. Jakby z innej przyszłej epoki. Okazuję się, iż istnieje całkowity zakaz ruchu dla samochodów o napędzie spalinowym. Jeżeli zatem wybieracie się do Zermatt, nastawcie się, że będziecie zmuszeni zostawić swoje cacko w miejscowości oddalonej o dziesięć kilometrów. Resztę trasy przebędziecie w kolejce górskiej.
Z pokojem, domkiem, nie powinniście mieć większych problemów. Na internecie znajdziecie dziesiątki ofert. Możecie też od razu nabyć karnet na lodowiec. Moja rada, poszukajcie ofert łączonych ( pokój+karnet), wyjdzie taniej.
Jeżeli chcecie się najeździć musicie się nastawić na ranne wstawanie. Pierwsza kolejka wyjeżdża na lodowiec o siódmej rano i uwierzcie mi chcecie w niej być. Sam wyjazd trwa około czterdzieści minut. Po drodze, wow, widoki niczym z najlepszych widokówek. Miałem to szczęście, że musieliśmy przedrzeć się w niej przez gęste chmury. Czemu szczęście? Bo kiedy już się to stanie, pod Twoimi nogami masz mleczny dywan z chmur, patrzą w górę widzisz najczystszy błękit nieba, a prawdziwym rarytasem są wszechobecne, zaśnieżone Alpy z Matterhorn grającej główne skrzypce. Powala, po prostu powala z nóg !!!
Poranek jest zimny, ale pamiętajcie, że temperatura w ciągu dnia dość szybko idzie do góry (w słoneczne dni), zatem nie przesadzajcie z ubraniem. Lepiej pomarznąć przez pierwsze parę minut by później nie pocić się jak kurczak na rożnie. Są zarówno trasy widokowe jaki przeznaczone do ostrzejszej jazdy. Można też poszaleć w snowparku.
Na lunch pojedźcie na Włoską stronę. Jest tam mały bar. Szerokiego asortymentu może nie ma , ale jest gdzie usiąść i podziwiać widoki.
Wyciągi czynne są do godziny trzynastej. Potem jest po prostu za gorąco i jazda byłaby bardziej pływaniem niż szusowaniem na nartach.
Samo miasteczko oferuje parę atrakcji. Chyba najważniejszą, poza samym lodowcem, jest najwyższa kolej górska, która zabiera Cię na wysokość prawie trzech tysięcy metrów. Jazda jest nie lada frajdą, osoby o słabym sercu, uwaga:-). Wąwozy, mosty, ostre zakręty, i to wszystko pod sporym kątem. Na szczycie przyzwoita restauracja z niesamowitymi widokami. Nic tylko leżak, kocyk, piwo i odrobina lenistwa. Istniej też mnóstwo szlaków widokowych jak i typowo górkich. Warto zarezerwować sobie pół dnia za tą atrakcję. Co z życiem nocnym? Nie mam pojęcia:-/ Po tak intensywnym dniu jedyne o czy marzyłem to prysznic i parę godzin snu, by następnego dnia wstać rano i naładować się adrenaliną na lodowcu. Widziałem jednak parę przyzwoitych pabów i restauracji. Napewno znajdziecie coś dla siebie.
Jak już wspominałem, nie miałem zbyt wiele czasu żeby nacieszyć się Szwajcarią jednak jeżeli następnym razem będę w tamtym rejonie wiem gdzie na sto procent zaglądnę.
Gorąco, gorąco polecam!!!